JAK SIĘ SPRZEDAJE TYSIĄC MIESZKAŃ ROCZNIE

Skoczek narciarski, filatelista, a wreszcie udany biznesmen. Zbigniew Juroszek pokazał, jak chłopak z niezbyt zamożnej rodziny spod Cieszyna potrafi wyrosnąć na jednego z najbogatszych ludzi w Polsce. Jego firma właśnie weszła na giełdę.
Pytanie o pierwszy milion regularnie stawiane jest polskim biznesmenom. Jeden dosta! go od ojca, drugi „pożywił się” na państwowym, a Zbigniew Juroszek pierwszy duży kapitał zbił na… znaczkach pocztowych.
Filatelistyka dziś nie jest już popularna. To trudna dziedzina, która wymaga dużej wiedzy na temat znaczków: o rodzajach papieru, odcieni, ząbkowań etc. Wyparły ją takie zajęcia jak kolekcjonowanie sztuki czy numizmatyka. Niemniej w latach 80, w Polsce była to niezwykle popularna rzecz i sporo bardzo cennych znaczków można było zdobyć w miarę tanio – wspomina Juroszek.
Jak wyglądało to w praktyce i jakie pieniądze przynosiło, można się przekonać, oglądając „Dekalog” Krzysztofa Kieślowskiego. Jest w nim taka scena: bracia, którzy odziedziczyli po ojcu zbiór klaserów ze znaczkami, od szefa koła filatelistycznego dostają poglądową lekcję na temat ich wartości: „Za ten znaczek może pan mieć malucha, za te dwa – diesla, a ta seria wystarczy na wykupienie mieszkania”.
W takich klimatach na filatelistycznego eksperta w latach 80, kształcił się właśnie Juroszek. Zbierał nie tylko wiedzę, ale także coraz rzadsze okazy znaczków.
Na początku lat 90. to właśnie klasery stały się kapitałem założycielskim mojego biznesu. Najcenniejsze zbiory z bólem serca sprzedałem w ciągu roku. Dostałem za nie prawie 400 tysięcy dolarów-wspomina Zbigniew Juroszek, który założył wówczas firmę Atal.
Była to jednak tylko dźwignia, której sprawnie użył. Z taką samą wytrwałością jak zbierał znaczki, zaczął rozwijać biznes. Zaczynał od importu materiałów dla firm odzieżowych, ale ostatecznie zajął się deweloperką.
Jego Atal to chyba jedyna firma wywodząca się spoza Warszawy, która stała się tak znaczącym deweloperem i ostatecznie weszła też na rynek stołeczny. Dziś to już czołówka branży – mówi Mariusz Książek, główny udziałowiec Marvipolu, jednego z największych deweloperów. W zeszłym roku Atal sprzedał 1,1 tys. mieszkań, co dało mu trzecie miejsce w branży – więcej sprzedały tylko Robyg i Dom Development.
Założyciel Atalu zawdzięcza to przede wszystkim pracowitości i oszczędności. To typ biznesmena podobnego do Zygmunta Solorza, całkowicie angażuje się w działanie i nie trwoni pieniędzy na zbytki. Dzięki temu od kilku lat szybko pnie się w górę na liście najbogatszych „Forbesa” – w ostatnim zestawieniu znalazł się na 26. miejscu z majątkiem szacowanym na 850 mln złotych (dwa lata wcześniej był na 59. miejscu).
Filatelistyka zapewniła Juraszkowi kapitał, ale to sport uczynił go biznesowym aktywistą. Jako młody chłopak spod Cieszyna jeszcze na długo przed przygodą ze znaczkami postanowił zostać skoczkiem narciarskim. Trener Leopold Tajner (ojciec obecnego szefa PZN, Apoloniusza) bardzo go lubił. Stał się jego mentorem.
Ciągle kazał mi z sobą grać w szachy. Szło mi nieźle, a on sam był zapalonym szachistą – wspomina założyciel Atalu.Niemniej w czasie jednego z treningów, kiedy 15-letni Juroszek zastanawiał się, jaki punkt startu wybrać, aby mieć najkrótszy dystans do przebiegnięcia, trener powiedział mu wprost:
„Zbyszek, ty w życiu na pewno zrobisz wielką karierę, ale wielkim skoczkiem nie będziesz”. Juraszkowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Nie chciał tracić czasu na coś, co nie ma perspektyw.
Mimo że nie zrobiłem kariery, sport wiele mnie nauczył. Samodyscyplina, konsekwencja, rywalizacja to cechy, które bardzo pomogły w robieniu biznesu – wspomina Juroszek.
Na przełomie lat 80, i 90., gdy zaczął się okres przemian, Zbigniew Juroszek koniecznie chciał robić biznes. Jeździł już wtedy do Berlina na handel, to przyjaciel podsunął mu pomysł na sprowadzanie materiałów. Dał również pierwsze namiary na hurtowników z Dubaju.
Strasznie się wtedy we mnie gotowało. Kiedy więc 1 czerwca 1990 roku weszła w życie ustawa Wilczka o wolności działalności gospodarczej, ja już dzień później rejestrowałem firmę. Jako przedmiot działalności wpisałem handel hurtowy i detaliczny. Nie wiedziałem jeszcze, co będę robił, ale wiedziałem, że muszę coś robić – opowiada Juroszek.
Dubaj okazał się jego drugim domem. W ciągu dwóch lat był tam 13 razy. Ze sporym kapitałem, jakim już wtedy operował, szybko rozwijał skalę działalności. Zaczął dostarczać tkaniny największym polskim firmom odzieżowym, takim jak Vistula czy Wólczanka.
Wybuch wojny na Bałkanach spowodował, że zachodnie firmy swoje zaplecze szwalnicze przeniosły z Jugosławii do Polski. Zrobił się prawdziwy boom-wspomina Marek Roefler, szef firmy Dantex, który dziś także zajmuje się deweloperką, a podobnie jak Juroszek i kilku innych polskich kapitalistów (jak Zbigniew Jakubas) pierwsze pieniądze zarobił na początku lat 90. w branży odzieżowej.
Juroszek różnił się przy tym od wielu ówczesnych biznesmenów, że zamiast podnosić komfort życia, wolał kumulować kapitał i zwiększać skalę biznesu.
Pamiętam, jak w Dubaju spotykałem się z innymi polskimi przedsiębiorcami. Do południa był taki upał, że nie dawało się pracować i wszyscy siedzieliśmy na basenie. Oprócz dyskusji, czym warto handlować, były dwa tematy przewodnie tych rozmów: jak wydać zarobione pieniądze i jak zaoszczędzić na podatku. Oba mnie zupełnie nie interesowały. Chciałem zarabiać jak najwięcej i jak najwięcej podatku płacić. Wtedy wiedziałem, że sprawy idą dobrze – opowiada Zbigniew Juroszek.
Dzięki oszczędnościom stać go było na zakup własnych magazynów we Wrocławiu i w Łodzi. I te właśnie inwestycje nieruchomościowe ostatecznie poprowadziły Atal do działalności deweloperskiej. Pod koniec lat 90. Zbigniew Juroszek zdecydował się kupić we Wrocławiu budynek dawnej fabryki skór przy ul. Krakowskiej. Potrzebował tylko kilku tysięcy metrów powierzchni, a ponieważ budynek był kilkakrotnie większy, postanowił przygotować go pod wynajem na biura i magazyny dla innych firm.
Nie chciałem jednak żyć z wynajmu. Przyzwyczajony byłem do handlowania. Wolałem, jak pieniądz obracał się. Dlatego szybko zdecydowałem, że zamiast biur będę budował domy i mieszkania. To produkt, którym można handlować – tłumaczy Juroszek.
Jego Atal nie tylko inwestował w domy, ale także je stawiał, a nawet wykańczał mieszkania. To go wyróżnia na tle innych deweloperów, którzy wolą sprzedawać gołe ściany.
To bardzo żmudna praca. Samą bazę dostawców kompletowaliśmy kilka lat, ale teraz możemy usiąść razem z klientem i dobierać płytki czy meble od wszystkich firm działających na rynku. Oczywiście nie da się na tym zarobić, bo nakład pracy jest zbyt duży, ale dzięki temu klienci są zadowoleni i ustawiają się w kolejkach po nasze mieszkania – mówi Juroszek.
Szef Atalu jest przekonany, że takie dopieszczanie klientów jest wartością unikalną, której nie podrobi żaden konkurent. Jest przekonany, że dzięki temu przetrwał kryzys 2009 roku.
-Nie zatrzymałem wtedy ani jednej budowy. Wszystko udało mi się sprzedać. Rzecz jasna banki ograniczyły finansowanie, ale nie wahałem się pożyczyć spółce wszystkich moich pieniędzy, które trzymałem na czarną godzinę -mówi Juroszek.
Zaprocentowały oszczędność i nie-wydawanie pieniędzy na zbytki.
W 2008 roku bardzo pomocny okazał się też zastrzyk 12 mln euro, jakie zainkasował ze sprzedaży udziałów w firmie bukmacherskiej STS. To poboczna inwestycja, która wynikła ze sportowego sentymentu Juraszka. Tutaj nie tylko zarobił sporo, ale i wychował syna na przedsiębiorcę.
STS kupił w 1999 r. bardzo okazyjnie: za 66 proc. udziałów w firmie z 30 lokalami dal 1 mln złotych. W ciągu pięciu lat zwiększył sieć do 490 punktów. Miał nosa, bo trafił na początek boomu na zakłady sportowe. W 2008 roku, kiedy większość udziałów w firmie przejął brytyjski StanleyBet, jego STS był już rynkowym liderem.

Anglicy nie czuli jednak polskiego rynku i szybko zaczęli brnąć w straty. Juroszek, któremu pozostało 33 proc. akcji, właśnie zmagał się z kryzysem na rynku nieruchomościowym i osobiście nie mógł się zaangażować w bukmacher-kę. Do zarządu STS wprowadził więc 21-letniego syna Mateusza.
To był bardzo trudny moment, czas restrukturyzacji, konieczne było zwalnianie pracowników (firma zatrudnia 1,1 tys. osób), a przy tym pojawiły się sprawy sądowe z urzędem celnym. Tymczasem ja wciąż studiowałem w Akademii Leona Koźmińskiego i dwa razy w tygodniu rano musiałem jeździć do Katowic, gdzie firma ma siedzibę. Pracę magisterską napisałem w pociągu – wspomina Mateusz Juroszek.
W 2011 r. do likwidacji trafił Stanley-Bet, większościowy udziałowiec w STS. Młody Juroszek złożył do sądu czuwającego nad procesem jej upadłości ofertę odkupu 2/3 udziałów w swojej firmie.
Zaoferował parę milionów złotych, na które sąd przystał. W ten sposób rodzina Juraszków przejęła pełen pakiet akcji. Angielskich wspólników wyprowadziło to z równowagi. Miesiąc przed Euro wyłączyli zainstalowany przez siebie system informatyczny, w oparciu o który STS zawierał zakłady.
– To miało nas pogrzebać. W tym czasie przypadkiem dowiedziałem się, że w Pradze kilku młodych informatyków napisało własny software, który nadaje się do naszej sieci. Uznałem, że jak w dwa, trzy tygodnie uda się go zainstalować we wszystkich punktach, to przetrwamy – opowiada młody Juroszek, który przeszedł wtedy najcięższy egzamin w dotychczasowej karierze biznesmena. Ostatecznie nie tylko poukładał sprawy związane z IT firmy, ale na prostą wyprowadził cały biznes.
Inwestycja praktycznie zwróciła się już w pierwszym roku. Dziś jesteśmy liderem tego biznesu w Polsce – Mateusz Juroszek zapewnia, że ma 43-proc. udział w legalnej części rynku, wycenianej na 800 mln zł (firma nie ujawnia wyników, ale biorąc pod uwagę historyczne marże przy tej skali, powinna generować ok. 15 mln zł zysku netto).
I tak Zbigniew Juroszek zyskał naturalnego następcę w swoim biznesie -Mateusz jest też wiceprezesem Atalu. Jego własne możliwości rozkręcania biznesu już się raczej wyczerpują. W tym roku Atal nie powtórzy świetnej sprzedaży z 2014 roku. Biznes deweloperski ma mocne ograniczenia wewnętrzne.
Tu nie da się prosto zwiększać skali. Parę razy zbliżaliśmy się ze sprzedażą do 2 tys. mieszkań rocznie i zawsze cierpiała na tym rentowność. Wydaje się to granicą, przy której przestaje się opłacać powiększanie rozmiaru biznesu – mówi Jarosław Szanajca, prezes Dom Development.
Podobnie do sprawy podchodzi Zbigniew Juroszek: – Jak mam do wyboru ilość lub rentowność, zawsze wybieram to drugie – podkreśla.

W jego przypadku konieczność zaangażowania się w każdy etap budowy domów jest dodatkowym ograniczeniem – z takim pietyzmem więcej projektów nie przygotuje. Dlatego debiutu na warszawskiej GPW, który odbył się w połowie czerwca dając Atalowi wycenę na poziomie 835 mln złotych, nie traktuje jako wyjścia na rynek po kapitał na dalszy rozwój, ale raczej ukoronowanie swojego biznesowego dzieła. Ma to być spółka dywidendowa – większość zysków chce oddawać akcjonariuszom. A skoro spółka Atal pochłania cały jego czas, na rozwój rodzinnego biznesu Juroszków musi pracować następne pokolenie.

Wyślij zawartość schowka
na swój email

    Tutaj pojawią się mieszkania, jeśli dodasz je do schowka